czwartek, 12 lutego 2009

Kryzysowa narzeczona

Wczorajsze południe. Zza oknem śnieg z deszczem. W mieszkaniu pachnie już obiadem, które mieszają się z smacznymi kawałkami smooth jazzu, płynącymi z eteru.
poderwał mnie dzwonek do drzwi, jeden, potem drugi. Pewnie to ten niecierpliwy listonosz, co przesyłkę z pewnej platformy handlowej miał przynieść, albo kurier z paką z księgarni wysyłkowej - pomyślałam. Myliłam się. Bardzo.

W drzwiach stała Ana, zaśnieżona, ze zmarzniętą buzią i siatką pełną słodkiego co nieco.

Odkąd dowiedziała się, że moim głównym zadaniem jest odpoczywanie po odpoczywaniu, umilała czas opowiadaniami o swoim "ex - next". Zanim zdążyłam zapytać czego się napije, już siedziała w czerwonym fotelu i przeglądała leżące na podłodze kobiece czasopisma. Milczała. Miała chandrę, to było pewne.

Wstawiłam wodę na herbatę i myślałam, co może jej pomóc... szkoda, że jedynym procentowym trunkiem w domu było mleko
Wróciłam z kubkiem białej kawy dla Any, i herbaty dla mnie i pomysłem na polepszenie jej humoru, choć na chwilę.



Zakupy - idealne lekarstwo na zimowe kobiece humory: nowa bluzka w soczystym kolorze, rozkloszowana, szaleńczo modna spódnica i letnie koturny.
Podałam jej katalogi i czekałam na dalszy przebieg wydarzeń.



Milczałyśmy z pół godziny. W tym czasie Ana przejrzała główny katalog i zamówiła ciuchów za co najmniej 500 złotych. Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, ze zwariowała.. Jej kryzys minął, wraz ze złożeniem zamówienia u konsultantki Quelle.



Kryzys, to ostatnio bardzo popularne słowo...